Dlaczego bierzemy udział w wyborach?

Dlaczego bierzemy udział w wyborach?

Zbliżają się kolejne wybory. I znów każdy z nas postawi sobie kilka pytań – po pierwsze, czy w ogóle iść na wybory, a jeśli tak to na kogo tym razem zagłosować. Zacznijmy jednak od początku, co popycha nas, do tego, żeby na wybory w ogóle się wybrać?

W oczach ekonomisty z klasycznym przygotowaniem zagadnienie fundamentalne – iść czy nie iść – ma bardzo proste rozwiązanie – nie iść. Dlaczego? Bo gdyby rozpatrywać głosowanie w wyborach z perspektywy kosztów (zapoznanie się z sylwetkami kandydatów, (czasem) ich programem, wysiłek polegający na wyjściu w niedzielę w domu, dotarciu do lokalu wyborczego, itd.) i korzyści to okazałoby się, że dla jednostki koszty przewyższają potencjalne, niepewne korzyści. Głosowanie miałoby dla nas dużą wartość, gdyby nasz pojedynczy głos mógł zaważyć na wynikach wyborów. W rzeczywistości szansa, że nasz głos będzie decydujący jest jednak bardzo, bardzo niewielka. Casey Mulligan i Charles Hunter (University of Chicago) przeanalizowali wyniki ponad 50 tysięcy wyborów stanowych i do Kongresu przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych od 1898 roku. Wśród ponad 40 tysięcy zgromadzonych wyników wyborów stanowych zaledwie dziewięciokrotnie ostatecznych wynik zależało od pojedynczego głosu. Wśród ponad 16 tysięcy przypadków głosowań do Kongresu taka sytuacja zdarzyła się tylko raz. Oczywiście, w polskich warunkach analiza byłaby pewnie troszkę bardziej skomplikowana, jako, że Amerykanie wybierają każdego członka Kongresu w okręgach jednomandatowych.

Polacy nie należą do nacji, która szczególnie tłumnie bierze udział w wyborach. Przeciętnie około połowa lub trochę mniej niż połowa z uprawnionych do głosowania decyduje się skorzystać z tej możliwości. Początkowo największą popularnością cieszyły się wybory prezydenckie, a najmniejszą (nie licząc wyborów do Parlamentu Europejskiego z frekwencją oscylującą w granicach 20-25%) wybory samorządowe. W ostatnich kilku latach frekwencja w trzech najbardziej liczących się głosowaniach: parlamentarnych, samorządowych i prezydenckich jest zbliżona. Swoją drogą wydaje się, że argument o decydującym głosie zupełnie w Polsce nie przekonuje skoro w wyborach samorządowych, w których pojedynczy głos zdaje się mieć relatywnie największe znaczenie, bierzemy udział najmniej licznie.

Zwykło się mówić, że głosowanie jest rodzajem „obywatelskiego obowiązku”, który spełniamy jako dobrzy obywatele. Ale samo poczucie konieczności spełnienia tego obowiązku nie wydaje się być wystarczającą motywacją, i to nie tylko w Polsce. Może problemem jest jednak niekorzystny wynik porównania kosztów i korzyści głosowania? Jeśli tak to kluczem do sukcesu powinno być ułatwienie udziału w wyborach – wyobraźmy sobie, że żeby zagłosować nie musimy już specjalnie w tym celu wychodzić z domu, szukać lokalu wyborczego, podpisywać się na długiej liście wyborców itd. Powiedzmy, że karta wyborcza przychodzi do nas przesłana pocztą (do wszystkich), a my jedynie zakreślamy odpowiadającą nam kratkę i oddajemy zaklejoną kopertę listonoszowi. Rozwiązanie idealne? Na pewno sprawdzone. Szwajcarski rząd chcąc ułatwić Szwajcarom wzięcie udziału w głosowaniach wprowadził powszechne głosowanie korespondencyjne. W tym kraju miało to szczególne znaczenie, ponieważ a) warunki geograficzne i atmosferyczne często nie sprzyjają poszukiwaniom lokali wyborczych oraz b) znacząca część decyzji podejmowana jest lub konsultowana w drodze powszechnego referendum ergo Szwajcarzy mają możliwość głosować znaczenie częściej niż przeciętny Europejczyk. Patricia Funk (Università della Svizzera Italiana) pokazała jednak, że efekt wprowadzania głosowania za pomocą poczty był zupełnie odwrotny do zamierzonego. Szczególnie w mniejszych miejscowościach, wprowadzenie takiego głosowania obniżyło frekwencję wyborczą zamiast ją podwyższyć. Podobny efekt spowodowało wprowadzenia w Szwajcarii głosowania przez Internet co pokazali Micha Germann (Univeristy of Pennsylvania) i Uwe Serdult (University of Zurich).

Oczywiście, wprowadzenie możliwości głosowania korespondencyjnego jest samo w sobie niezbędne dla zapewnienia możliwości udziału w wyborach osobom chorym czy z niepełnosprawnością. Dlaczego okazało się być szkodliwe dla frekwencji wyborczej w Szwajcarii kiedy powszechnie zastąpiono wycieczkę do urny wyborczej głosowaniem korespondencyjnym? Udział w wyborach, szczególnie w kontekście spełniania tzw. „obywatelskiego obowiązku” ma wymiar społeczny. Przyjście do lokalu wyborczego był potwierdzeniem w oczach sąsiadów i znajomych, że wspieramy normę społeczną demokracji. Oddanie głosu w głosowaniu korespondencyjnym czy też internetowym nie miało tej, jak się okazuje niezwykle ważnej dla wyborców, cechy.

Idąc dalej, Stefano DellaVigna (UC Berkeley), John List (University of Chicago), Ulrike Malmendier (UC Berkeley) i Gautam Rao (Harvard University) sprawdzili jakie znaczenie dla wizerunku w oczach innych ma kwestia udziału w głosowaniu. Okazało się, że amerykańscy wyborcy głosują, żeby… kiedy zostaną o to zapytani móc szczerze odpowiedzieć, że brali udział w wyborach. Co więcej, spodziewają się, że zostaną o to przez kogoś zapytani. Presja społeczna jest na tyle duża, że przyznanie się do niegłosowania jest dla nich powodem do wstydu.  Samo głosowanie jest mniejszym kosztem niż późniejsze skłamanie na ten temat.  A warto wspomnieć, że dla obywateli USA przystąpienie do głosowania wiąże się z o wiele większym wysiłkiem niż ma to miejsce w Polsce. Żeby móc wziąć udział w wyborach trzeba wcześniej zarejestrować się poprzez nieintuicyjny i skomplikowany system. Dodatkowo, wybory odbywają się w dzień powszedni (wtorek) i głosowanie trzeba pogodzić z obowiązkami w pracy, co szczególnie w przypadku osób zatrudnionych na niższych stanowiskach bywa niełatwe.

Podsumowując, choć prosty rachunek  ekonomiczny podpowiadałby nam, żeby na wybory nie chodzić, to społeczne znaczenie wyborów prowadzi do wniosku zupełnie odwrotnego. Tyle, że jak pokazują badania udziału w głosowaniu niekoniecznie wynika z bycia dobrze poinformowany, świadomym obywatelem, a częściej z potrzeby poczucia przynależności do grupy przestrzegającej określonych zasad. Co zwycięży tym razem w głowach polskich wyborców – matematyczny rachunek szans wpłynięcia na wybory, poczucie obowiązku czy chęć bycia częścią grupy? Czas pokaże.

Tags: 
Tłoczone z danych