Kim jesteś?

Kim jesteś?

Joanna Tyrowicz

Ekonomia tożsamości to podejście, które rozszerza tradycyjne modele ekonomiczne o elementy psychologii i socjologii, uwzględniając, że nasze decyzje zależą nie tylko od korzyści materialnych, ale również od tego, z kim się identyfikujemy. Badania Georga Akerlofa (Georgetown) i Rachel Kranton (Duke) sprzed ponad dwudziestu lat podkreśla, że samodzielnie określamy nie tylko naszą tożsamość, ale też to, do którego jej aspektu się odwołujemy. Każde z nas może się inaczej określać nawet wyłącznie w relacjach zawodowych w zależności od kontekstu, bo w jednym momencie może nas silniej określać doświadczenie zawodowe, a w innym aspiracje. Wchodząc do sklepu, możemy się silniej identyfikować z płcią, odczuwanym poziomem zamożności, poczuciem deprywacji, jeśli chodzi o zamożność albo pochodzeniem rodziny.

A jak oceniają nas inni? Jak subtelne sygnały związane z tożsamością wpływają na decyzje w instytucjach, które powinny być obiektywne?

Dwa nowe badania mówią, że nie ma lekko. Ulrika Ahrsjö (Stockholm School of Economics), Susan Niknami oraz Mårten Palme (oboje Stockholm University) przeanalizowali szwedzkie dane z systemu sądownictwa, aby zbadać, jak zbieżność pomiędzy tożsamością podsądnego i ławników przekłada się na wyroki. Ponieważ ławnicy przypisywani są do spraw losowo, można zidentyfikować wpływ zgodności tożsamości sądzących i osądzanych na ostateczne orzeczenie. Okazuje się, że obecność ławnika o podobnych cechach do podsądnego zmniejsza prawdopodobieństwo skazania na karę pozbawienia wolności o 4-6%, a jeśli już do tej kary dochodzi, to średnio jest ona o 10% krótsza. Efekt faworyzowania własnej grupy nasila się przy dłuższych rozprawach i wtedy, gdy oskarżony bądź oskarżona są obecni w sali sądowej. Widząc kogoś, kogo identyfikujemy jako podobnego do siebie, silniej przypisujemy mu swoje cechy niż komuś do siebie niepodobnemu – a przecież naprawdę trudno zobaczyć w sobie przestępcę.

W badaniu Ulriki Ahrsjö i współautorów tożsamość identyfikowano przede wszystkim na podstawie dwóch grup cech. Z jednej strony uwzględniano cechy demograficzne, takie jak płeć i pochodzenie etniczne, a z drugiej – wskaźniki społeczno-ekonomiczne, w tym poziom wykształcenia i dochód. Takie podejście pozwoliło autorom zbadać zarówno aspekty kulturowe, jak i ekonomiczne. Dlaczego to badanie jest ważne? W przeciwieństwie do policjanta czy nawet rekrutera, ławnicy co do zasady nie podejmują decyzji pochopnie. Proces oskarżonych trwa, napotykają na świadków o różnych charakterystykach, a także zanim zapadnie ostateczny wyrok, dyskutują z prawnikami oskarżenia, obrony oraz między sobą. I mimo tego szalenie deliberatywnego procesu, faworyzują osoby podobne do siebie jedynie powierzchownie. 

Za to dwóch gości pochodzących z Azji, ale pracujących zawodowo w USA zadało pytanie, czy ludzie nam bardziej obcy mają ciężej? Qi Ge (Vassar College) oraz Stephen Wu (Hamilton College) mają zgoła odmienne doświadczenie w przekazywaniu swego imienia kolegom ze swoich amerykańskich uczelni. Sprawdzili, czy trudność wymowy imion ma wpływ na wyniki na rynku pracy. Badali świat sobie doskonale znany, czyli zatrudnianie młodych doktorów na amerykańskich uczelniach. Zastosowali trzy różne metody oceny trudności wymowy: algorytmiczną, opartą na czasie potrzebnym na wymowę imienia przez badaczy oraz subiektywną ocenę (na podstawie ankiet wśród studentów). Wykazali, że kandydaci z trudniejszymi do wymówienia imionami mają mniejsze szanse na uzyskanie stanowisk akademickich, w tym stałych, oraz częściej trafiają do instytucji o niższej produktywności badawczej. Efekt dyskryminacji jest szczególnie widoczny wśród kandydatów na wczesnym etapie kariery, czyli takich, dla których sprawiedliwy start jest szczególnie ważny. Uprzedzenia poznawcze rekrutujących, związane z brakiem przyzwyczajenia do pewnych imion, przyczyniają się do bardziej negatywnej oceny takich osób. Badanie Ge i Wu nie było pierwszym w tej literaturze, bo już wcześniej w warunkach hipotetycznych eksperymentów mniejsze szanse na rozmowę kwalifikacyjną mieli kandydaci o trudniejszych w wymowie imionach. To, co odróżnia to badanie od innych, to fakt, że nie analizowano hipotetycznych przypadków, lecz losy prawdziwych osób.

Można podsumować te i podobne badania stwierdzeniem, że trzeba mieć w życiu szczęście: rodziców, co dadzą jakieś „normalne” imię. No i napotykać wyłącznie rekruterów i ławników z własnego podwórka. Ale można na te wyniki spojrzeć także inaczej: kim jesteśmy, że tak strasznie nie umiemy być obiektywni i jakoś sobie poradzić z własnymi uprzedzeniami?

Dziennik Gazeta Prawna, 26 września 2025 r.

Tags: 
Tłoczone z danych